Pierwszy węgiersko-japoński wpis poświęcę magicznemu miejscu w Budapeszcie – herbaciarni Marumoto. Kiedy kiełkował pomysł spędzenia urlopu na Węgrzech, od razu zaczęłam szukać tam japońskich akcentów i dowiedziawszy się o istnieniu Marumoto, wiedziałam, że to tam udam się w pierwszej kolejności. I tak też zrobiłam. W Budapeszcie spędziliśmy trzy dni i codziennie odwiedzaliśmy Marumoto, nie dało się inaczej :)
W menu znajdują się oryginalne herbaty japońskie, matcha w różnych odsłonach, a do tego boskie, nie tylko zielone desery. Matcha parzona jest w tradycyjny sposób z użyciem odpowiednich utensyliów na naszych oczach. Pierwszego dnia skusiłam się na zestaw Hanami, czyli mrożoną matchę i miniserniczek z różową galaretką, w której był zatopiony kwiat sakury. Wrażenia nie do opisania, matcha cudownie intensywna, a ciastko o idealnej konsystencji, zapachu i smaku. Krz skusił się na Matcha Float, czyli mrożoną matchę z porcją zielonych lodów – pycha!

Drugiego dnia mój wybór padł na zestaw Osero: Matcha Latte + Matcha & Houjicha Macaron. Hōjicha (ほうじ茶) to także zielona herbata, tyle, że opiekana w porcelanie nad ogniem, przez co traci swój zielony kolor i brązowieje). Tym razem także się nie zawiodłam. W życiu chyba nie piłam tak intensywnej, pełnej w smaku matcha latte, a i macaronsy pyszniutkie, delektowałam się każdym kęsem. Krz wypił Matcha Milk – dobre, ale trochę zbyt słodkie – i spałaszował zielony serniczek, który mi niestety nie przypadł do gustu, bo miał warstwę maku, którego nie jadam (ale zielona warstwa perfect!).
Trzeciego dnia skusiłam się na przegryzkę w postaci warzywnego onigiri, bardzo smaczne, ale drogie, bo w przeliczeniu na złotówki kosztowało jakieś 10 zł. W Japonii pałaszowałam onigiri codziennie za 1/3 tej kwoty, ale tu nie mogłam się oprzeć. Zdjęcie niestety zrobione komórką, bo nie wzięliśmy zapasowej baterii do aparatu i akurat wtedy odmówił posłuszeństwa.
Ogólnie wszystkie smakołyki w Marumoto do najtańszych nie należą, ale w sumie za taką matcha latte z macaronsami z chęcią bym zapłaciła te 15 zł we Wrocławiu…
Na wynos było jeszcze zielono :)
Oprócz pyszności siłą tego miejsca są minimalistyczny wystrój i klimat. Marumoto jest wypełnione japońskim duchem po brzegi, perfekcyjne. Herbaciarnia jest niewielka, zaledwie kilka stolików, panuje w niej atmosfera niespieszności i relaksu, to jest miejsce celebracji, w którym delektuje się tym, co najlepsze. Na półce do naszej dyspozycji są książki o herbacie i Japonii, po węgiersku, japońsku i angielsku, czasopisma i mangi. To doskonałe miejsce ucieczki przed zgiełkiem wielkiego miasta, a trzeba dodać, że Marumoto mieści się w gwarnym centrum, tuż przy Bazylice św. Stefana.
Na szczególną uwagę zasługuje też obsługa, niesłychanie uprzejma, pomocna, zaangażowana, odniosłam wrażenie, że nie było tam przypadkowych osób, a to bardzo cenię. Ponadto kiedy chciałam zostawić napiwek, usłyszałam od obsługującego mnie pana, że w Japonii nie przyjmuje się napiwków, wobec czego w Marumoto także tego nie robią. Podziękował i oddał mi pieniądze :) Oczywiście trzymając je dwiema rękami.
Marumoto to nie tylko herbaciarnia – na miejscu można także kupić przybory do ceremonii herbacianej, japońskie herbaty, są też bento boxy (ale mały wybór) i różnego rodzaju japońskie „pierdółki”. Ja skusiłam się na pudełko na herbatę, bo przywiezione z Japonii zostało komuś sprezentowane i nie miałam. Ale już mam :)
Większą ofertą dysponuje osobny sklep Marumoto zlokalizowany w okolicach Wielkiej Synagogi. Są tam przepiękne zestawy ceramiki, ale drogie… że hej. Kiedy tam byłam chyba chwilowo mnie zaćmiło i kupiłam najdroższą w swoim życiu czekoladę, ręcznego wyrobu Marumoto, zieloną oczywiście. Ale jest piękna. Pewnie jej nie zjem i się przeterminuje i tak to się skończy :)
Każdemu matchalubowi z całego serca Marumoto polecam :)
Jak tylko będziecie w Budapeszcie, zajrzyjcie koniecznie!
Funkcjonuje też sklep internetowy Marumoto.eu, ale wybór jest mniejszy niż na miejscu, a i ceny trochę odstraszają, ale może ktoś kiedyś jednak :)
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie...